Spotkałem młodego Sharpa w jakiejś karczmie po bardzo długim i męczącym marszu. Na początku przypominał zwykłego młokosa – brudny, spocony, zakurzony i z żądzą mordu w oczach. Ale reszta obdartusów z jego otoczenia mówiła do niego “Sir”. Bardzo byłem ciekaw – Panie wybacz mi ten grzech – dlaczego tak było. W chwili słabości przysiadłem się więc i zaoferowałem kufel.
Okazało się, że uratował życie komuś ważnemu, a ten wyniósł go ponad szereg. Zainteresował mnie więc tym bardziej.
Zrozumcie mnie – jestem wędrownym mnichem, który wędruje po obcych sobie terenach, często nawet wśród wrogów. Zbieram więc różne informacje – nigdy nie wiadomo, co może uratować mi życie, lub napełnić brzuch...
A Richard o tym nie musiał wiedzieć. Lubił słuchać, gdy opowiadałem mu o dawnych królach – uwielbiał opowieści o bohaterach wywodzących się z plebsu. Słuchał gorliwie. A czasem sam coś od siebie dodał - “jak to w szeregach bywa”.
Zauważyłem, że jest również żądny zdobywania – kobiet, fortec, a może nawet wiedzy i sławy. Nie obnosił się z tym, ale dało się w nim czytać, jak w książce.
Nauczył się czytać i pisać – co za szczęśliwy zbieg okoliczności – czego nie powiedział, mogłem wyczytać z jego dziennika, który – niech mi Pan wybaczy – zaginął pod koniec naszej długiej znajomości.
Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Przybyło.
2 tygodnie temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz