wtorek, 27 kwietnia 2010

1814 – tawerniane wieczory

Życie w armii kieruje się swoimi zasadami. Oczywiście są równi i równiejsi, a o przyjaciół dbasz równie mocno,co o wroga – zawsze warto wiedzieć, gdzie się właśnie znajdują. To ważne mieć jednych za plecami, kiedy drugich masz przed nosem.
Dziś do izby, razem z drzwiami, wpadł jakiś sierżant z rozciętą wargą i przestwionym nosem. Wstał, rozejrzał się, wybiegł a za chwilę jego miejsce zajął inny żołnierz. Wejście miał podobne do kaprala, ale chyba bardziej krwawił. Wyglądało na to, że dobrze się bawili.

Z jakiegoś powodu przypomniało mi się, jak kilka lat temu “zaprzyjanialiśmy” się z Harperem. Takie tam przekomarzanie, przepychanki i rozbite nosy. Kto by się teraz doszukiwał przyczyn.


Przyjaźnie w armii też kierują się swoimi zasadami.



Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Sharpe's Rifle, reż. Tom Clegg, 1993

środa, 21 kwietnia 2010

1809

...mam w drużynie młodego duchem długowłosego Hagmana. Chłopak ma zacięcie do śpiewania. I chyba jest nawet złośliwy...

Kiedy pojawiają się nowi i niedoświadczeni żołnierze Hagman zawsze nuci:
Here's Forty Shillings on the Drum,
For those that Volunteers do come,
With Shirts, and Cloaths, and present Pay,
When o'er the Hills and far away...


naiwni - z nadzieją na chwałę i bogactwo śpiewają razem z nim, a potem rano idą do walki. Połowa z nich już nigdy nie zaśpiewa





Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;

środa, 14 kwietnia 2010

1815 - czerwiec/lipiec - ta sama tawerna

To podróżne życie mnicha chyba nie jest takie złe. A na pewno jest barwne. Zwłaszcza kiedy już się człowiek rozsiądzie i napije.

Mnich Bernard, o którym już chyba wspominałem, ma albo bardzo bujną wyobraźnię, albo bardzo słabą głowę. Doprawdy sam nie wiem, co o tym myśleć – w końcu, jak to mówią, w każdej bajce jest ziarno prawdy. Czy informacje uzyskane od Bernarda mogą mi się na coś przydać? Wczoraj, na przykład, zaczał opowiadać jak bardzo dość ma tej odwiecznej angielsko-francuskiej przepychanki. Zacząłem więc słuchać uważniej. Kiedy jednak zaczął opowiadać o tym, jak niemal 500 lat wcześniej banda Francuzów napadła na angielską wioskę i niemal uszło im to na sucho, nie brzmiał już wiarygodnie.

Crècy? - może się kiedyś tam wybiorę...


Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Hellequin, B. Cornwell, Wydawnictwo Erica, Warszawa 2008

środa, 7 kwietnia 2010

1815 - czerwiec/lipiec

Czasem odnoszę takie wrażenie, że nawet sami Francuzi nie lubią Francuzów. Mają ich dość i kiedy skończy się wino opuszczają ich towarzystwo tak szybko jak to możliwe. Nie ma świętego, który by to zniósł...

...co mi przypomina - spotkałem wczoraj w karczmie mnicha Bernarda. Jest chyba Żabojadem, ale wcale mu nie spieszno do swoich. Spotykałem go już kilkukrotnie na chyba wszystkich polach tej wojny. Ciągle się kręci po kraju i opowiada najróżniejsze historie. Być może powinienem się nim bliżej zainteresować - czy przypadkiem nie jest szpiegiem, ale póki jeszcze jest wino posłucham co powie tym razem...



Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Bernard Cornwell