poniedziałek, 28 czerwca 2010

Jam jest Bernard, Mnich – opowiem Wam o Sharpie II

Sharpey... Sharpey... - po co te nerwy? Obcy ludzie się za ciebie podają i psują ci krew, a ty szukasz zemsty i “sprawiedliwości Sharpa”... jedyne, co tak naprawdę możesz uzyskać, to jeszcze więcej wrogów. Ale co ja, prosty mnich, mogę o tym wiedzieć.

Niewiele, ale wiem, że Richard nie domyślił się, że przynajmniej raz sam podałem się za niego. Patrząc teraz w jego notatki widzę, że ten jeden raz trafiłem w bardzo kiepski moment. Na moje szczęście nie miał wtedy dość czasu by przeprowadzić swoje śledztwo dość dokładnie. Wtedy to był żart z mojej strony, ale w tym czasie jakaś kobieta rozwścieczyła go dokładnie. Napisała oficjalną skargę na oficera armii brytyjskiej o nazwisku Sharpe. Twierdziła, że zachował się niehonorowo względem niej. Miał podobno grozić jej życiu i godności, a oprócz tego nastawał na życie jej małżonka. Problem polegał na tym, że Richard nigdy nie spotkał tej damy.

Hmm... w każdym razie – nigdy wcześniej.

Gdyby wtedy pomylił tropy i wpadł na mój ślad, nie pisałbym dziś dla Was.




Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;

niedziela, 20 czerwca 2010

1810 – Kim jesteś Sharpe

Śledzę go od trzech tygodni. Podawał się za mnie i tylko przysparzał mi wrogów i dodatkowych kłopotów. Wyższe szarże na pewno wykorzystają to przeciwko mnie. Nawet “Nos” mi nie pomoże i awans diabli wezmą.



Sam nie wiem, komu teraz mogę ufać, a komu nie. Przez starania tego uzurpatora odnoszę wrażenie, żę wszyscy wokoło próbują wbić mi nóż w plecy. Póki nie udowodnię kim jest i co zrobił, nie mam szans na odpoczynek. Doprowadzę go przed Wellingtona, i jeśli on go nie ukarze, ja to zrobię...


To przecież nie mogłem być ja...
to nie ja...



Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;

środa, 9 czerwca 2010

Jam jest Bernard, Mnich – opowiem Wam o Sharpie

Spotkałem młodego Sharpa w jakiejś karczmie po bardzo długim i męczącym marszu. Na początku przypominał zwykłego młokosa – brudny, spocony, zakurzony i z żądzą mordu w oczach. Ale reszta obdartusów z jego otoczenia mówiła do niego “Sir”. Bardzo byłem ciekaw – Panie wybacz mi ten grzech – dlaczego tak było. W chwili słabości przysiadłem się więc i zaoferowałem kufel.

Okazało się, że uratował życie komuś ważnemu, a ten wyniósł go ponad szereg. Zainteresował mnie więc tym bardziej.

Zrozumcie mnie – jestem wędrownym mnichem, który wędruje po obcych sobie terenach, często nawet wśród wrogów. Zbieram więc różne informacje – nigdy nie wiadomo, co może uratować mi życie, lub napełnić brzuch...

A Richard o tym nie musiał wiedzieć. Lubił słuchać, gdy opowiadałem mu o dawnych królach – uwielbiał opowieści o bohaterach wywodzących się z plebsu. Słuchał gorliwie. A czasem sam coś od siebie dodał - “jak to w szeregach bywa”.

Zauważyłem, że jest również żądny zdobywania – kobiet, fortec, a może nawet wiedzy i sławy. Nie obnosił się z tym, ale dało się w nim czytać, jak w książce.

Nauczył się czytać i pisać – co za szczęśliwy zbieg okoliczności – czego nie powiedział, mogłem wyczytać z jego dziennika, który – niech mi Pan wybaczy – zaginął pod koniec naszej długiej znajomości.



Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;

piątek, 4 czerwca 2010

1813 – Sharpey – ty porywczy głupcze...

Czasem wydaje mi się, że nie umrę podczas snu we własnym łóżku. Czasem mam wręcz pewność. Wszystko przez to, że nie potrafię usiedzieć spokojnie i zachować zimnej krwi, kiedy ktoś rzuca mi rękawicę. Jeśli jeszcze do tego podaje łże ... fałszywe powody...

...wiem – pojedynki są zakazane. I można za nie zawisnąć. Ale tak myślę, że nie będę się zmieniał. Nie chcę, żeby jakiś ubłocony żabojad wykorzystał chwilę niepewności, kiedy ja będę się zastanawiał, czy powinienem zrobić unik, czy nadziać go na ostrze.

Mam tylko nadzieję, że mnie za to kiedyś nie powieszą...


Nic to... pożyjemy zobaczymy.


Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
B. Cornwell, Wydawnictwo Erica, Warszawa 2010