środa, 19 maja 2010

1815 lipiec – ...strasznie zimna noc, Sharpey...

Wojna przyzwyczaiła mnie do tego, żeby nie szukać w niej ideałów. Nawet kobiety ... - nawet nad nimi należy się podwójnie zastanawiać. Rany, ależ dzisiaj zimna noc...

Mnich Bernard przyłapał mnie dziś, jak dawałem nauczkę jakiemuś młokosowi, który miał problem z uznaniem autorytetu żołnierza podniesionego do rangi oficera. Szczerze mówiąc nie zapomniałem nic z młodzieńczych bijatyk - pewne sprawności mogą uratować życie. Oczywiście nie umknęło to uwadze Bernarda. Zapytał mnie wprost, czy zawsze walczę w tak “brudny” sposób, więc mu odparłem, że czasem to jedyne wyjście.
Opowiedział mi wtedy historię króla, który również miał podobną zasadę. Przede wszystkim trzeba było przeżyć, żeby zwyciążyć, a to jak się walczyło... cóż... historia nie ocenia zwyciązców. Podobno jakiś jego brat – Derfel, czy jakoś tak – próbował kiedyś opisać tę postać, taką, jaką była naprawdę, ale historia szybko przywróciła prawa legendzie.


Na odchodne powiedział mi jeszcze: - Ten król miał na imię Artur, kto wie, Richard, może kiedyś i o tobie ktoś kiedyś dobrze napisze.


Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Zimowy Monarcha, B. Cornwell, Wydawnictwo Erica, Warszawa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz