wtorek, 11 maja 2010

1812 – co z tą Hiszpanią, Sharpey?

Siedzę, piję i nic z tego nie rozumiem. Jednego dnia jestem kapitanem, drugiego, kapitanów jest za dużo. Właściwie to mogłem do tego przywyknąć. Być może nawet powinienem. Wiele rzeczy w życiu żołnierza zdarza się, choć nie ma ku temu powodu. Ani wyjaśnienia. Sam przecież byłem chłostany za coś, co zrobił, kto inny. Jak on się nazywał... no tak - Hakeswill...

Teraz znowu się pojawił i problemy od razu zaczęły się zwiększać. Tym razem plecy pod bat podłożył Harper. Z tego samego powodu. Hakeswill... powinienem ustrzelić drania przy pierwszej możliwej okazji. Albo pozwolić zrobić to Teresie.

Jutro szturmujemy miasto. Wyrwa w murach jest już chyba na tyle wielka, że powinno się udać.
Kogo ja oszukuję... znowu zginą żołnierze. Ale może tym razem zginie również i Hakeswill.



Z nieodnalezionego dziennika Richarda Sharpe;
Sharpe's Company, reż. Tom Clegg, 1994

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz